Dlaczego mamy się nienawidzić? Zespala nas solidarność, niesie ta sama planeta, jesteśmy załogą tego samego statku.
Logowanie
Savoir-Vivre (zwany przez niektórych Survivalem) na obozie
pwd. Jan Koprowski
Wartykule „Do naszych kochanych pań" pisałem, iż czekało mnie prowadzenie zajęćz Savoir-Vivre dla harcerzy. Czas obozowy już minął. Pomyślałem, że wartopodzielić się swoimi doświadczeniami. Na początku, kiedy patrzyło się nachłopców, cały plan wydawał się z góry skazany na porażkę. Przecież oni sięzanudzą na śmierć! Zaczęliśmy od spraw bardzo podstawowych takich jakpowitanie, podawanie dłoni czy przedstawianie się... Forma była nudna: czytaniez książki, urozmaicona tylko scenkami w stylu „co było źle?". Miałem silnewrażenie, że druhowie zaczną spać, a zajęcia po dwóch minutach okażą sięprzykrą, nudną katorgą i planowane 10 minut będzie trwało dłużej niż nudna 45minutowa lekcja w szkole.
Wbrew wszystkim moim obawom było zupełnie inaczej.Początkowy pomysł, aby urozmaicić zajęcia „scenkami" okazał się - uwaga! - nietrafiony. Chłopcy chcieli iść dalej i dalej, a nie „tracić czas na scenki". Poprzerobieniu działu, o co by ich się nie zapytać jeden przez drugiegorecytowali regułki i zawsze znajdowały się osoby, które chciały „jeszcze jedenrozdział druhu! Jeszcze jeden rozdział!". Chłopcy byli naprawdę niesamowici.Dało się to zauważyć już na samym początku gdy zaczęliśmy mówić o powitaniu.„Druhu - ale dlaczego nie będzie o całowaniu w rękę? Ale czemu nie? Myrozumiemy, że harcerki nie lubią, ale niech druh przeczyta...". Chłopcy poprostu domagali się wiedzy w tym zakresie - i koniec! Nie interesowałoich to, że jest to dziś niemile widziane przez płeć „obcałowywaną", chłopcy poprostu za wszelką cenę chcieli (wiedzieć jak) „całować" druhny w rękę i basta!To dziwne - skoro chłopcy byli tak chętni - to może jednak zwyczaj jeszczewcale nie wymarł i brak nie chłopców, którzy by zachowywali ten gest, alekobiet, które podczas powitania wskazywałyby na to, iż sobie go życzą.
Już pokilku dniach zajęcia zaczęły toczyć się różnym torem. Podczas ciszy poobiedniejksiążka co jakiś czas znikała z kadrówki. Co ambitniejsi druhowie oddawali sięrozkoszy jej studiowania. Żebym to ja policzył ile razy nie mogłem się doszukaćtomiku Savoir-Vivre w kadrówce! Efekt tego był taki, że na zajęciach częśćdruhów znała już tytuły rozdziałów z książki. Zaczynały pojawiać się się krzyki„kiedy będzie rozdział o randkach, nie chcemy nic słyszeć o dobrym zachowaniu wkinie..., druhu - rozdział o randkach" i tym podobne. Do top10 należał równieżtemat związany z „netykietą" oraz używaniu telefonu i internetu w dzisiejszychczasach. Kolejnym krokiem byłowprowadzenie wiedzy w życie. Tutaj bywało już różnie. Efektem ubocznym byłostwierdzenie wielu druhów, że „harcerki są niewychowane". Taka jest jak widaćcena wiedzy z zakresu dobrego wychowania młodych ludzi w wieku lat nastu.Oczywiście nie było też tak, że chłopcy pozajęciach w danej dziedzinie świecili przykładem - skądże znowu. Teoretykami tobyli może i nawet na 6+ ale do wdrożenia w życie to duuuuuuuużo brakowało.Rzucanie się szyszkami, głupie teksty, wydawanie nieartykułowanych dźwięków(różnymi częściami ciała) w trakcie śpiewanek z druhnami czy inne elementydające znać o uchybieniach w wychowaniudruhów - nie opuszczały nas ani na chwilę. Najjaskrawiej było to widać kiedychłopcy stanęli przed wyzwaniem poproszenia druhen do tańca. Ze wszystkiegoczego się nauczyli na tych pierwszych zajęciach - kroki były rzeczą najprostsząi wymagającą najmniej wysiłku. Atmosfera śpiewanek czy tańcówbyła nadal dość leśna i obozowa. Nie sprzyjała ona zaprzestaniu odwiecznychszyszkowych bitew czy niskopułapowych tekstów, które wręcz brzęczały zawadzająco podłoże. Codzienne zajęcia z zasad dobrego wychowania przeplatane od czasu doczasu nauką tańca to jedno. Ważne było też, aby druhowie byli przyjaźni dlaotoczenia. Dzięki naszemu komendantowi - udało się. Jak to usłyszałem w trakcieobozu od jednej z druhen „ile razy idziemy do umywalni to wy tam jesteście".Nie udało nam się niestety wyegzekwować mycia się dosłownie wszystkich, jednakśrednio licząc w skali całego obozu w umywalni byliśmy raz, a może nawet dwarazy dziennie. Po pewnym czasie - zauważyłem, że stało się coś niemożliwego!Chłopcy zaczęli się sami myć i tego mycia się domagać. W połowie obozunikomu przez myśl by nie przeszło, aby pójśćnieumytym na śpiewanki do harcerek czy nieświeżym na kolejną lekcję tańcai niemalże zawsze na zajęcia z druhnamimaszerowaliśmy wprost z umywalni - rzadko z podobozu. Ostatecznym sprawdzianem miałabyć kolacja z jedną z drużyn warszawskich harcerek. Chłopcy pozakładali ładnekoszule (zostali wcześniej poproszeni o wzięcie ich z domu). Przed samymwyjściem została im streszczona treść książki „O prowadzeniu rozmowy" i kilkazasad, których powinni przestrzegać. Wskazaliśmy im to, na co mają zwrócićuwagę podczas kolacji i co jest ważne. Chodziło o stworzenie środowiska, którezewsząd będzie na nich wymuszało bycie grzecznymi. Chcieliśmy, aby wręcz„przesadzali" z byciem grzecznym przez te kilka godzin. Wiedzieliśmy, że toostre przegięcie w drugą stronę wszystkim wyjdzie na dobre. Kiedy przed kolacjąwyjęliśmy z ziemianki róże, serwetki, świece i słodycze - sam nie mogłemwyobrazić sobie lepszej reakcji druhen. Jak nieocenionym jest zmysł kobiecejestetyki i potrzeby piękna. Nie trzeba było dwa razy powtarzać, kiedypoprosiliśmy, aby przyozdobiły stoły. Aż miło było patrzeć jak w szalonejdbałości o szczegóły nasza stołówka zamienia się w wykwintną restaurację. Druhny dokładały wszelkich starań dobierając kolory świec do barwnych serwetek.Ważne było wszystko: ich odległość, wysokość, barwa, położenie. Po świecach iserwetkach w ruch poszły kwiaty :) i stoły wyglądały po prostu przepięknie(dzięki, Ewa, za pomysły). Brakowało wtedy jeszcze tylko panów. Po informacji,iż siedzimy „druhna - druh" zadbanie o ten układ graniczyło z cudem. Zarównodruhowie, jak i druhny zaczęli wykazywać jakieś magnetyczne właściwości -jednak zupełnie nienaturalne z fizycznego punktu widzenia, bo przyciągające dlajednakowych biegunów. W końcu jednak się udało. Wszystko w otoczeniu wymuszałobycie grzecznym: ubiór (zarówno druhen, jak i druhów), muzyka, kwiaty, świece,serwetki, wystrój, atmosfera, sąsiedzi - wszystko. Maszyna ruszyła. Byłem wszoku kiedy zobaczyłem jacy chłopcy są zdolni! Zabawianie druhen rozmową,dbanie o to aby wszyscy brali udział w dyskusji, znajdywanie wspólnych tematóworaz „nie nudzenie", częstowanie, podawanie, obsługiwanie, miłe gesty i słowa -wszystko to obficie wypłynęło na zewnątrz. Żadnego rzucania się szyszkami,głupich tekstów, było idealnie. Już po pół godziny z początkowego przerażenia,strachu i „drętwoty" oraz wzajemnego skrępowania nie było widać śladu. Stolikipo prostu były rozgadane niesamowicie i wkoło było słychać tylko gwar. A okońcu?! Mowy nie było! Po pierwszym komunikacie, że „za chwilę będziemyodprowadzaćdruhny do obozu" pomyślałem,że zaraz mnie zlinczują! A skąd?! Druhny zostają - chcesz to idź! Oczywiście -następnego dnia chłopcy szybko wrócili do normy (i dobrze, gdyby nie wrócili tochyba zacząłbym się martwić...). Chyba owocem tej kolacji, który zapamiętam dokońca życia, i z którego jestem szalenie szczęśliwy jest liścik „miłosny" jakitrafił do jednego z druhów. Jeżeli pod koniec obozu, po kolacji - chłopcydostają propozycję „spotkania się" od druhen, to znaczy, że to bycie grzecznyto nie blef - że to działa i że warto... Myślę, że po tym wydarzeniu nikt już wto nie wątpił. Zadziałało! A skoro działa (i to jak!) to czemu by tego niestosować na co dzień? :)
pwd. Jan Koprowski, Kujawsko-Pomorska Chorągiew Harcerzy ZHR
Odsłon: 6792
Komentarze (3)
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Proszę zaloguj się lub zarejestruj.