ispy para iphone 6 Plus sms spion iphone 4s spy app für iphone 4s kindersicherung internet kindersicherung für schränke handy orten verloren o2 computer temperatur überwachen chip link spionage iphone spy software ios 7 handy einmalig kindersicherung pc microsoft spionage android app spy location pc überwachung polizei
O tradycji i kursach wigierskich. Drukuj

hm Henryk G. Wechsler
„Harcerstwo“ 1/1948

Od Redakcji: Chcemy, korzystaj±c z pretekstu, ¿e wielu bardzo m³odych instruktorów odwiedza nasze strony, przybli¿aæ Wam pewne klasyczne, a byæ mo¿e zapomniane teksty i zdarzenia, które odcisnê³y siê g³êboko na charakterze i istocie polskiego harcerstwa. Taki jest tekst harcmistrza Henryka Wechslera, napisany na emigracji, w poczuciu utraty Ojczyzny i utraty tamtego harcerstwa, ale pe³en ¿ywego ducha i optymizmu, które kszta³towa³o m³ode ¿ycie wielu „pokoleñ” wigierczyków. Pamiêtam jak przed ponad dwudziestu laty ogromne wra¿enie zrobi³o na mnie owo wspomnienie. By³o to w czasie, gdy szuka³em pomys³ów do prowadzonych przez siebie kursów instruktorskich. A znalaz³em w nim inspiracjê nie tylko do szkoleñ, ale przede wszystkim, do spojrzenia od nowa na naturaln± w harcerstwie relacjê mistrz – uczeñ. Dziwnie mocnym g³osem wpisuje siê on i dzisiaj w nasz± dyskusjê o przywództwie, o rodzeniu siê autorytetów. Bo to nie jest zwyk³y opis kursów instruktorskich. Polecam. Marabut

Rozumiem, ze rozpoczynaj±c pisaæ o Wigrach i Wigierczykach jestem w sytuacji mówi±cego ¶lepemu o kolorach. Nie dlatego, abym - uwa¿a³, ¿e niewigierczyk jest synonimem ¶lepego, albo ¿e piêkno barw mo¿na by³o poznaæ tylko nad Wigrami. Nie - wcale tego nie my¶lê. Je¿eli tak napisa³em, to dlatego, ¿e w przewa¿nym stopniu zagadnienie Wigier to zagadnienie tradycji i atmosfery. I du¿ej sztuki trzeba, aby przedstawiæ je komu¶, kto tej tradycji nie zna i atmosfery nie prze¿y³.

Dlaczego wiêc piszê o tym ? Przede wszystkim, aby choæ nieudolnie udostêpniæ wszystkim to, co osi±gnê³y Wigry. Wydaje siê szczególnie wa¿ne, aby w czasach rozproszenia (tekst pisany na emigracji – przyp. red.) chwytaæ ka¿d± niæ wi±¿±c± i rozdmuchiwaæ ka¿d± iskrê w skupiaj±ce ogniska. Po drugie dlatego, aby nawi±zaæ do znanej ju¿ czytelnikom "Harcerstwa" dzia³alno¶ci konspiracyjnej i powstañczej Wigierczyków i pokazaæ, sk±d siê wywodz± ludzie, którzy j± prowadzili.

Historia tej, pocz±tkowo tylko szko³y instruktorskiej, siêga roku 1926. W tym czasie na miejscu, nad jez. Wigry, odkrytym przez 22-g± warszawsk± dru¿ynê harcerzy, odby³ siê pierwszy obóz kursu instruktorskiego. Zapocz±tkowa³ on d³ugi szereg corocznie w tym samym miejscu organizowanych obozów instruktorskich Chor±gwi Warszawskiej, z których ostatni obozowa³ tam w roku 1939. Mo¿na w tym szeregu dwa wyró¿niæ okresy. Pierwszy - w którym ustala³y siê i gruntowa³y wigierska tradycja i owa przedziwna wigierska atmosfera, które sta³y siê podstaw± dalszych dzia³añ. Harcmistrze Lange, Kamiñski, Ludwig, Witold Sosnowski - oto ci, którzy dokonali za³o¿enia podwalin szko³y wigierskiej. Nadali jej styl odrêbny, wskazali i ustalili kierunek. Zrobili przy tym wiêcej. Wychowali szereg m³odszych pokoleñ i przygotowali sobie nastêpców.

Ci nastêpcy przejm± od nich pó¼niej kierownictwo. Rozpocznie siê drugi okres - okres rozbudowy wewnêtrznej szko³y. Nastêpcy - o mniejszej na ogó³ indywidualno¶ci osobistej, bêd± rozszerzaæ zarówno metodycznie, jak i pod wzglêdem techniki harcerskiej, program wigierskiego szkolenia instruktorskiego, pog³êbiaæ poziom ideowy i przygotowanie do samodzielnego wodzowania, potrzebnego co raz bardziej rozrastaj±cej siê ci±gle Chor±gwi. Ale tak skuteczne okaza³o siê po³o¿enie podstaw, tak szczê¶liwie wybrany kierunek zasadniczy - ¿e mimo mijania lat, mimo zmieniania siê ludzi - pojêcie wigierczyk nie traci nic ze swego pierwotnego sensu i  tre¶ci, a przeciwnie, nabiera jeszcze wiêkszej warto¶ci i znaczenia. Tradycja i atmosfera zostaj± zachowane, formy ulegaj± rozbudowaniu. Najlepiej widaæ to na porównaniu schematu szkolenia. W latach 1926-27 ca³e szkolenie instruktorskie w Chor±gwi ogranicza³o do czterotygodniowego obozu instruktorskiego, po pomy¶lnym ukoñczeniu którego i przebyciu na miejscu prób, nadawany by³ stopieñ przodownika (odpowiadaj±cy pó¼niejszemu podharcmistrzowi). W 1938 by³o ju¿ 5 faz szkolenia: kurs teoretyczny odbywany w Warszawie, trzydniowy kurs dyskusyjny w "Domku Harcerskim" przy ul Saskiej, praktyka w innej dru¿ynie, obóz wigierski i obóz zimowy w górach. Rozszerzy³ siê program i zakres, wiele zagadnieñ zosta³o dodanych (obozownictwo zimowe), ale trzonem po dawnemu pozostawa³ obóz wigierski. Tam odbywa³ siê ostateczny proces kszta³towania sylwetki przysz³ego instruktora, tam krystalizowa³a siê postawa m³odego wodza harcerskiego.

Powtórzmy. By³o rzecz± szczê¶liwego dobrania elementów ideologicznych, w³a¶ciwej, wysokiej atmosfery, stworzonej w pocz±tkowym okresie, ¿e proces krystalizacji w kilkana¶cie lat pó¼niej przebiega³ tak samo jak na pocz±tku, ¿e nigdy nie wytworzy³y Wigry "starych" i "m³odych", ¿e pojêcie wspólnoty przetrwa³o lata i dzi¶ w rozproszeniu jest równie silne jak dawniej.

Dlatego nie kusz±c siê ani o napisanie historii szko³y wigierskiej, ani nie daj±c opracowania sposobu szkolenia instruktorów w Chor±gwi Warszawskiej - wydaje mi siê konieczne dla zobrazowania. podstaw tej szko³y rozpatrzenie kilku zasadniczych czynników, które z³o¿y³y siê na ów szczê¶liwy amalgamat, na wspomniany wy¿ej trzon, jakim pozosta³ od pocz±tku do ostatka - obóz wigierski. Analizê bêdzie u³atwia³ cytowany ju¿ wielokrotnie fakt niezmienno¶ci tej samej ci±gle tradycji i jednakowej wci±¿ atmosfery. Utrudnieniem bêdzie (równie¿ ju¿ wspomniane) zadanie przedstawienia nieuchwytnych dosyæ elementów, ³atwych do pojêcia dla tych, co je prze¿yli - ale trudnych do przedstawienia szerszemu ogó³owi.

Przegl±d podstawowych czynników, które z³o¿y³y siê na powstanie i rozwój szko³y wigierskiej zacz±æ wypada od miejsca, w którym odbywa³y siê obozy. Znajdowa³o siê ono nad jedn± z pó³nocno-zachodnich zatok jeziora Wigry, zwan± przed przybyciem wigierczyków w te strony Zatok± Hañczañsk±, pó¼niej powszechnie zwan± Zatok± Harcersk±. By³a ona otoczona z trzech stron wysokim brzegiem poros³ym do¶æ rzadkim starym lasem sosnowym. W jednym tylko miejscu brzeg opada³, ustêpuj±c niskim ³±kom i bagniskom nadbrze¿nym Czarnej Hañczy, która opodal obozowiska wp³ywa do Wigier. Zatoka by³a odciêta od reszty jeziora wysuniêtym daleko pó³wyspem, ponad którym stercza³y wie¿e ko¶cio³a wigierskiego.

Obozowisko le¿a³o w ca³kowitym odludziu. Prawie oddzielone od strony jeziora, od strony l±du zas³oniête by³o gêst± puszcz±. Do najbli¿szej. szosy (Suwa³ki-Sejny) wiod³o parê kilometrów w±skiej drogi le¶nej, pe³nej wykrotów i wybojów. Nieliczni mieszkañcy najbli¿szej wsi - Cimochowizna - prêdko staja siê przyjació³mi le¶nych ludzi, mieszkaj±cych nad zatok±. Te kilka rodzin, na wpó³ rybaków, na wpó³ rolników - doskonale pasowa³o do krajobrazu. Wigierczycy dobrze wspominaj± ich spokojny, powolny temperament, ich uczciwo¶æ i prostotê. Na tle harmonijnego po³±czenia wód jeziora i silnych wysokich brzegów ludzie ci nie razili nigdy. Nale¿eli do otoczenia.

Dwie cechy tego krajobrazu mia³y najwiêkszy wp³yw na przybyszów: surowe, piêkne jezioro, obramowane potê¿nym lasem i pierwotno¶æ. Jak okiem siêgn±æ, nigdzie ¶ladów bytno¶ci ludzi. W tych warunkach jedyny akcent pracy ludzkich r±k - wyci±gniête ku niebu znad pó³wyspu smuk³e wie¿e ko¶cio³a wigierskiego nabiera³y cech symbolu-drogowskazu.

Surowe piêkno silnie dzia³a³o na przybyszów z du¿ego miasta. Postawieni oko w oko z potêg± natury, zaczynali odczuwaæ swa nik³o¶æ i to by³o zazwyczaj pocz±tkiem procesu przewarto¶ciowywania pojêæ, który by³ potrzebny do zmiany skóry mieszczucha na le¶nego cz³owieka. Proces ten prze¿ywa³ powtórnie ka¿dy wigierczyk, gdy po d³u¿szym czasie zjawia³ siê znowu nad Wigrami.

Pierwotno¶æ tego zak±tka dodawa³a dalszego bod¼ca zjawisku wewnêtrznych przemian. Ka¿dy, kto po przybyciu zatrzyma³ siê chwilê na polance nad brzegiem, rozumia³, ¿e dosta³ siê w ca³kiem nowe warunki. W warunki, w których liczyæ mo¿e tylko na siebie samego. Dooko³a szumia³a puszcza, na dole szemra³o jezioro. Puszcza by³a bezdro¿na i ogromna, jezioro g³êbokie i niezmierzone. Nigdzie chyba przys³owie: "jak sobie po¶cielesz, tak siê wy¶pisz" nie przemawia³o surowiej i powa¿niej.

Odczuwaj±c w pe³ni piêkno i pierwotny charakter zatoki pierwsi przybysze od razu ustalili, nowy na owe czasy, styl ¿ycia obozowego. Styl ten zwany puszczañstwem, opiera³ siê na ksi±¿ce Rodziewiczówny Lato le¶nych ludzi i charakteryzowa³ siê d±¿no¶ci± do mo¿liwego zharmonizowania ¿ycia przybyszów z otaczaj±c± ich przyrod±. W obozownictwie puszczañstwo zaznaczy³o siê usuniêciem ró¿nych szczegó³ów, przyjêtych przez harcerstwo z obozownictwa wojskowego, które w puszczy razi³y, lub by³y niepotrzebne. Znik³y bramy, ogrodzenia, tabliczki z napisami, ¶cie¿ki wyk³adane kamykami, emblematy z t³uczonej ceg³y itd. Pojawi³y siê totemy, znaki tajemne, znane tylko wtajemniczonym, krête dró¿ki, podobne dró¿kom zwierz±t le¶nych. Ukryte w g±szczu namioty ok³adano mchem i porostami, aby je do otoczenia upodobniæ. Obozowisko wtapia³o siê w las, który je otacza³. Mieszkañcy biegali pó³nadzy, z go³ymi g³owami i zawsze na bosaka (takie by³o prawo), ma³o przypominaj±c zawsze dba³ych o wygl±d zewnêtrzny ch³opców z wielkiego miasta.

Puszczañstwo siêga³o dalej. Likwidowa³o bezlito¶nie wojskowe, ramy porz±dku dnia i wewnêtrznej organizacji zajêæ. Nikt nie gra³ pobudki na tr±bce, nikt nie stawa³ w wyrównanych szeregach zbiórek, nie by³o raportów i meldunków. Miejsce tych resztek wzorów wojskowych zaj±³ obrzêd. Wywiedziony ze staros³owiañszczyzny stawa³ siê pomostem miêdzy ¿yciem le¶nych ludzi a otaczaj±c± ich puszcz±. To ¿ycie, stopione z tym otoczeniem wydawa³o siê byæ jedn± wielk± pie¶ni± na cze¶æ Stwórcy. Prosta, modlitwa poranna, od¶piewana przed ukryt± w konarach potê¿nej sosny kapliczk± z piêknym w z³otog³owiu tkanym wizerunkiem Matki Boskiej - wstrz±sa³a g³êbi± i prawd±. Ca³y dzieñ nasycony by³ potê¿n± symbolik±. Poranne mycie wydawa³o siê powitaniem jeziora. "Wodzowie mówi±" (chwila zastêpuj±ca rozkaz dzienny) koncentrowa³a w zbie¿nych liniach siedz±ce zastêpy na omawianym przez wodzów porz±dku dnia. Ognisko przemawia³o g³êbszym ni¿ zwykle wyrazem. Pozdrawiano siê ruchem rêki, której  rozczapierzone palce symbolizowa³y rosochate konary dêbu, mówiono sobie - ty - nikt nie u¿ywa³ tytu³ów organizacyjnych. Mo¿na by³o przebyæ ca³y kurs i nie dowiedzieæ siê, kto by³ harcmistrzem a kto nie.

Ca³y program kursu, choæ w tre¶ci nie odbiega³ (przynajmniej pocz±tkowo) od programu zwyk³ych kursów podharcmistrzowskich w ca³ej Polsce, przecie¿ by³ przepojony owym puszczañsko-obrzêdowym duchem. Zarówno w nazwach poszczególnych zajêæ, jak w sposobie ich przeprowadzenia stosowano prostotê i podkre¶lano odrêbno¶æ od form ¿ycia miejskiego. I choæ tre¶æ tych zajêæ by³a taka sama jak wszêdzie, to jednak ch³opcy biegn±cy na igry (tak nazywa³y siê gry i zabawy), czy s³uchaj±cy z dzienniczkiem na kolanach, jak "Chudy Jastrz±b mówi o gwiazdach” byli sk³onni nie pamiêtaæ, ¿e w pierwszym wypadku chodzi³o o tzw. wychowanie fizyczne, a w drugim o terenoznawstwo.

Program kursu by³ surowy. Wymaga³ od uczestników wysi³ku du¿ego. Tym bardziej, ¿e nie dbano o niczyj± wygodê. Nielicznych wyk³adów s³uchano siedz±c pod jakim¶ drzewem. Wszystkie zajêcia odbywa³y siê bez wzg1êdu na pogodê, a pogoda bywa³a czêsto deszczowa i zimna. Pracy by³o du¿o i musia³a ona byæ wykonana prêdko i dobrze. Ca³y przebieg dnia by³ zapisany w dzienniczku, przegl±danym co parê dni przez którego¶ z Wodzów. Ca³y dzieñ up³ywa³ w radosnym po¶piechu, ale gdy wreszcie wieczorem mo¿na by³o zawin±æ prawie nagie cia³o w koc i si±¶æ przy ognisku - po gawêdach i pie¶niach - jak¿e przyjemnie by³o czyniæ rachunek sumienia za dzieñ ubieg³y i móc odczuwaæ wdziêczno¶æ d1a Stwórcy za to, ¿e stworzy³ Puszcze i pozwoli³ w niej ¿yæ.

Wspaniale kwit³a nad Wigrami technika harcerska. Czy w budowie urz±dzeñ obozowych, które stosownie do tradycji odbiega³y daleko od techniki wojskowej, czy na kucharstwie puszczañskim - (pamiêtacie chleb na patyku, rybê sma¿on± na desce lub miêso w gor±cych kamieniach) - starano siê pokazaæ uczestnikom co¶ nowego, lepiej przystosowanego do charakteru le¶nego ¿ycia. Nie obawiano siê zastêpowaæ desek krótko przyciêtymi ¿erdkami, cegie³ - kamieniami, ³±czonymi glin±.. Tak zbudowane urz±dzenia by³y wprawdzie mniej wygodne i trudniejsze do wykonania, ale lepiej pasowa³y do puszczañskiego obozowiska i co wa¿niejsza - nie ka¿dy pata³ach potrafi³ je wykonaæ.

I nawet lepiej, ¿e gliniana kuchnia wygl±da³a mniej elegancko od ceglanej, a ukryty pod mchem dó³ na ¶miecie wygl±da³ skromniej od blaszanego ¶mietnika. Nad Wigrami uczyli siê wszyscy, ¿e prawdziwa warto¶æ rzeczy kryje siê w u¿yteczno¶ci codziennej, a wygl±d zewnêtrzny mniejsze ma znaczenie. By³a to zreszt± zasada, która nie tylko do materialnych przejawów ¿ycia wigierskiego siê odnosi³a. Mimo du¿ego nacisku, k³adzionego na formê, mimo ca³ego szeregu nowych form, wprowadzanych w ¿ycie, oceniano zjawiska i ludzi wed³ug ich wewnêtrznej warto¶ci. O ludziach bêdzie jeszcze mowa ni¿ej. Tu trzeba podkre¶liæ tylko, ze przy wytwarzaniu nowego stylu ¿ycia obozowego unikniêto sztuczno¶ci, unikniêto przesady i pompatyczno¶ci. Puszczañskie zwyczaje i obrzêdy wyra¿a³y w nowej (podówczas) formie, tkwi±ce w systemie skautowym g³êboko, pierwiastki. Szczê¶liwym trafem nie przerodzi³y siê one nigdy w manierê i pozosta³y proste i surowe, jak przyroda, z której wziê³y pocz±tek.

Ca³a wewnêtrzna organizacja kursu ujêta by³a w regulamin. Nie nazywa³ siê on tak oczywi¶cie - nigdy. By³y to prawa Puszczy w lakonicznych zdaniach ustalaj±ce nie tylko wewnêtrzny porz±dek obozu, ale równie¿ ca³± hierarchiê, odpowiedzialno¶æ i prawa wszystkich mieszkañców obozowiska. Jêzyk nie by³ prawniczy. "Pierwszym prawem Rysiów, ¯bików, Lisów i innych gromad zamieszkuj±cych brzeg wigierski jest: Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich. A drugim - Wszyscy my¶l±, jeden mówi, wszyscy robi±. A trzecim - Co powiedzia³ Stary Wilk - powiedzia³".

To by³o w zasadzie wszystko. Nastêpowa³ jeszcze porz±dek dnia i kilka zdañ obja¶niaj±cych wy¿ej podane prawa.

Spróbujmy przyjrzeæ siê tym prawom bli¿ej. Przede wszystkim dwa pojêcia: wspólnota i przewodnictwo. Z jednej strony "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", z drugiej - "Co powiedzia³ Stary Wilk - powiedzia³". I znowu: "wszyscy my¶l±..., wszyscy robi±..." a przecie¿ tylko "jeden mówi". To przeplatanie siê pierwiastka wspólnoty pierwiastkiem wodzowskim jest dla Wigier nies³ychanie charakterystyczne.

A by³a to nie byle jaka wspólnota i wodzowie o nie byle jakiej powadze. Wspólnota wychodzi³a daleko poza dni wigierskie, przenosi³a siê do Warszawy i nadawa³a ca³emu gronu instruktorskiemu charakter zwartej gromady, pracuj±cej w jednym kierunku. Obejmowa³a nie tylko teren harcerski, panowa³a na wszystkich p³aszczyznach spotkañ wigierczyków. Przetrwa³a wszystkie próby. W czasie pokoju nie zachwia³y jej nigdy trudno¶ci codziennej pracy harcerskiej ani konflikty organizacyjne. Konspiracja i powstanie ukoronowa³y j± najwy¿ej.

Du¿o trudu i troskliwej uwagi wk³adano w utrzymanie takiego stanu. Najm³odszy uczestnik obozu wigierskiego od pierwszych chwil spêdzonych w obozie czu³ siê wspó³obywatelem, nowej spo³eczno¶ci. Spo³eczno¶æ ta stawa³a zawsze wobec zadañ zespo³owych. Nigdy nie mówiono: rób tak i tak, bo inaczej nie ukoñczysz kursu. "Stan twego dzienniczka odbije siê na naszej pracy" - napisa³ kiedy¶ w moim zeszyciku Czarna Pantera, gdy za¿±da³ ode mnie wiêkszej staranno¶ci w notowaniu. Ile¿ razy potem natrafia³em na te uwagê, gdy sam prowadz±c z kolei kurs wigierski, przegl±da³em po raz setny wytarte od d³ugiego u¿ywania strony mego starego dzienniczka.

Nic wiêc dziwnego, ¿e ka¿dy czu³ siê odpowiedzialny za ca³o¶æ. Ka¿dy szuka³ lepszego rozwi±zania powierzonej mu pracy i by³ w tym "szukaniu lepszego" przez wszystkich wspierany.

Oto Piskorz Jelenie Rogi powierza godno¶æ stra¿nika ogniska m³odzieñcowi, który ulepszy³ dot±d stosowany sposób pisania sprawozdania z kolejnego dy¿uru w kuchni. Potem, gdy ch³opiec wyrós³ na mê¿czyznê, zdarza³o mu siê czasem w ¿yciu, ¿e znacznie wy¿si dostojnicy chwalili czy wyró¿niali go. Ale nigdy nie by³ tak wzruszony i nagrodzony, jak w ten wigierski wieczór, gdy s³owa wodza pozwoli³y mu dorzucaæ do ogniska przez jeden wieczór. Bo nastêpnego ogniska pilnowa³ nowy stra¿nik, który znowu co¶ lepszego znalaz³, znowu czym¶ nowym ca³o¶æ wzbogaci³.  

Trudno chyba o lepsz± lekcjê pracy zespo³owej, o bardziej pokazowy przebieg dzia³ania zespo³u skautowego, w którym kolejno jedni drugim bez zazdro¶ci i z³ej krwi oddaj± palmê pierwszeñstwa i przewodnictwo.

Ta zasada wysuwania na czo³o najpo¿yteczniejszych dla ca³ej wspólnoty jednostek by³a podstaw± powa¿ania, jakim cieszyli siê wodzowie wigierscy. Nie kwestia nominacji czy stopnia lub funkcji, ale wyczuwana przez wszystkich wysoka warto¶æ osoby wodza stanowi³a o jego pozycji. Zdarzali siê nad Wigrami ludzie przypadkowi. Czasem bardzo wykszta³ceni lub powa¿ni, albo wysoko w hierarchii organizacyjnej postawieni. Je¶li nie wczuli siê w atmosferê wigiersk± - mijali bez ¶ladu. Je¿eli potrafili siê dopasowaæ, sami ustêpowali bardziej w danej chwili potrzebnym. St±d bra³y siê niezrozumia³e d1a obserwatorów postronnych - zjawiska manifestacyjnego niemal podkre¶lania swojej drugoplanowo¶ci przez starych wigierczyków w stosunku do ka¿dorazowego komendanta chor±gwi czy wodza kursu.

Wodzostwo w tych warunkach nak³ada³o tylko obowi±zki, nie dawa³o ¿adnych praw, poza prawem do wiêkszej pracy. Zasada ta obowi±zywa³a we wszystkich p³aszczyznach. Je¿eli wy¿ej, my¶l±c o ogóle uczestników, stara³em siê wykazaæ, ¿e nikomu nad Wigrami nie u³atwiano ¿ycia, muszê teraz podkre¶liæ, ¿e wodzowie kursu nie pozwalali sobie na najmniejsze ju¿ nie ty1ko przywileje, ale nawet sk±din±d zrozumia³e udoskonalenia w dowodzeniu. Nie by³o nigdy nad Wigrami goñców, ordynansów, czy ³±czników. Nie by³o ulg w ubiorze czy trybie ¿ycia. Chyba tylko d³ugo w nocy pal±ca siê lampa w samotnym namiocie komendanta obozu, lub prawo niezachowywania chwil spoczynku poobiedniego wyró¿nia³y prowadz±cego od prowadzonych.

Ale za to nie by³o nad Wigrami kar. Wypadki drobnego nawet niepos³uszeñstwa by³y nies³ychanie rzadkie - dos³ownie kilka w przeci±gu kilkunastu lat. - "Co Stary Wilk powiedzia³ - powiedzia³".

Wracam jeszcze raz do zagadnienia jednoczesnego wystêpowania wspólnoty g³êbokiej i mocnego przewodnictwa. Jak wyt³umaczyæ istnienie równoleg³e obu tych czynników? Nasuwa siê tu jedno tylko porównanie. Porównanie zaczerpniête z obyczajów kraju, w którym obecnie du¿a czê¶æ z nas ¿yje (Wielkiej Brytanii – przyp. red.). Kraju, w którym równolegle ¿yj± stare formy królestwa z nowoczesnymi formami demokracji, w którym m±dre umiarkowane stosowanie niepisanej konstytucji pozwala unikaæ krótkich spiêæ i przesi1eñ, jak¿e czêstych w pañstwach o organizacji pozornie znacznie szczegó³owiej sprecyzowanej i bardziej przejrzystej.

Porównanie jest za wysokie. Rozumiem to doskonale. Ale jego istota dotyczy rozumnego stosowania uprawnieñ przez przodowników i g³êbokiego poczucia wspó³odpowiedzialno¶ci przez ogó³. A to by³o podstaw± systemu wigierskiego. I wysoka karno¶æ wewnêtrzna. I hierarchia p³yn±ca z tradycji. I atmosfera pierwszeñstwa celów przy indywidualnym charakterze jednostek.

Có¿ pozostaje jeszcze do dodania ? ¯e szko³a wigierska mia³a swoje wady ? Pewnie, ¿e mia³a.

Nie próbujê ich tu wyliczaæ, ani usprawiedliwiaæ. Ograniczê siê tylko do uwagi , ¿e wigierczycy, jako du¿y zespó³ (przez kolejne 11  obozów wigierskich przewinê³o siê oko³o 600 – 700 uczestników) posiadali – tak jak wielkie miasta – swoje peryferie. Niektórym z tych nielicznych, peryferyjnych jednostek z ca³ej szko³y wigierskiej pozosta³ spryt ¿yciowy, umiejêtno¶æ chytrego radzenia sobie we wszystkich okoliczno¶ciach i pchania siê ³okciami. Albo nadmierna zaczepno¶æ i "bojowo¶æ". Albo lekcewa¿enie wszystkiego, co nie mia³o stempla w³asnego gniazda.

Nie martwmy siê zbytnio tymi podmiejskimi okolicami. Okala³y one w±ziutkim pasemkiem szerokie, ¿ywe, pulsuj±ce centrum - harmonijnie rozbudowane i warte - jak mnie siê zdaje - zwiedzenia.

Wybierajmy na nasze obozowiska instruktorskie mo¿liwie pierwotne miejsca. Rozwijajmy puszczañstwo i obrzêdowo¶æ. Kultywujmy uczciwa technikê skautowa. Podtrzymujmy ducha istotnej wspólnoty. Opierajmy wodzostwo na prawdziwych warto¶ciach - stosujmy rozumnie puszczañskie prawa - wszyscy za jednego - jeden za wszystkich i co powiedzia³ Stary Wilk - powiedzia³ - a oddamy duchom poleg³ych Wigierczyków ho³d najwy¿szy ho³d Ich dzie³u, któremu po¶wiecili swe ¿ycie.


Ods³on: 7114

  Komentarze (1)
RSS komentarzy
 1 I ja sk³adam ten ho³d
Dodane przez Ten adres e-mail jest chroniony przed spamerami, w³±cz obs³ugê JavaScript w przegl±darce, by go zobaczyæ , w dniu - 04-10-2007 12:06
Mam równie¿ nadzieje, ¿e w nied³ugim czasie, rusz± nastêpne edycje WKD 
 
Czuwaj! 
Wzlatuj±cy Nietoperz 
Absolwent Wigierskiego Kursu Dru¿ynowych "Tippicanoe" 2003

Tylko zarejestrowani u¿ytkownicy mog± dodawaæ komentarze.
Proszê zaloguj siê lub zarejestruj.

Powered by AkoComment Tweaked Special Edition v.1.4.2
Polska adaptacja - JoomlaPL.com Team